Bójka, Bajka i Brawurka AD 1965

"Faster, Pussycat! Kill! Kill!" to jedna z nielicznych pozycji, które znakomicie znoszą próbę czasu.
Kiedy słyszę, że jakiś film, książka czy album są kultowe, mam ochotę za wszelką cenę ustosunkować się do nich przekornie i odnaleźć argumenty przemawiające za odebraniem najważniejszego (bo nadawanego przez fanów) tytułu. Po obejrzeniu "Faster, Pussycat! Kill! Kill!" długo próbowałem przekonać samego siebie, że wcale aż tak bardzo mi się nie podobało. Filmowi Meyera można wiele zarzucić, a jednak żaden z argumentów nie ma cięższej wagi niż kontrargument doskonałej rozrywki.

Połowa lat 60. jest w Stanach Zjednoczonych czasem walki o równouprawnienie rasowe i płciowe, a "Faster, Pussycat! Kill! Kill!" mógł stać się skutecznym orężem po stronie przeciwników dyskryminacji. Lwia część ówczesnych działaczek prokobiecych dostrzegła jednak wyłącznie najpłytszą warstwę filmu i chociaż doszukiwanie się drugiego dna czy ukrytego przekazu byłoby dorabianiem fałszywej ideologii, to nawet z prostego kina sensacyjnego można wyciągnąć wartościową lekcję.

Cóż takiego mogło podburzyć przedstawicielki drugiej fali feminizmu? Może film o trzech niezależnych dziewczynach dających wycisk facetom, a może postać Russa Meyera, reżysera znanego z ustalania wyłącznie jednego kryterium przy doborze aktorek na castingach - właściwych wymiarów. Za niechęcią do twórcy filmu przemawia wypowiedź B. Ruby Rich (znanej z recenzowania filmów pod kątem ról płciowych) - przy pierwszej projekcji "Faster, Pussycat! Kill! Kill!" czuła się zniesmaczona apoteozą seksizmu i męskim scenariuszem opiewającym w eksponowanie wdzięków a nie intelektu kobiet. Jednak dwadzieścia lat później określiła ten sam film jako "female fantasy" i korzystnie oceniła upodmiotowienie żeńskich postaci. Z czasem "grzechy" Meyera zostały zapomniane, pozostał jedynie film uwielbiany zarówno wśród działaczy zainteresowanych równouprawnieniem płci, jak i zwolenników solidnego kina akcji.

W moim odczuciu równość nie oznacza mściwego wyrównywania rachunków za dawniej wyrządzone krzywdy. Jeżeli nie mówi się o seksizmie przy kreacji puszczalskiego amanta ("Wstyd"), diamentowego wampira ("Zmierzch") czy trzystu kulturystów ("300") to dlaczego trzy piękne, skromnie ubrane, ale twardsze od Steve'a Austina kobiety miałyby być symbolem uciśnienia? Niechaj równość oznacza bohaterów ociekających seksem i przemocą obojga płci, a nie autowykluczanie się z konwencji jednej z nich. Przecież to tylko zabawa i jeżeli widz nie chce jej podejmować, to powinien kierować się filmowym gustem, a nie uprzedzeniami.

Fabuła "Faster, Pussycat! Kill! Kill!" jest banalna, ale prostota nierzadko bywa objawem geniuszu. Bohaterkami filmu są tancerki go-go w sportowych samochodach i z morderczymi zamiarami. W zabijaniu są na tyle skuteczne, że ich pierwsza ofiara nie pada ani od wystrzału, ani od ostrza, jest zatłuczona gołymi rękoma. Ta dziwaczna "rodzinka" jest jednak zbyt autodestrukcyjna, aby przetrwać kolejne kłótnie i napięcia, ale idąc na dno, pragnie zabrać ze sobą każdego w zasięgu pięści.

Mistrzostwem świata jest postać Varli, przywódczyni gangu, którą wykreowała równie intrygująca Tura Satana. Pochodząca z Japonii aktorka miała w żyłach także czejeńską, filipińską i szkocką krew, czego ekspresją jest nietuzinkowa uroda. Wyrazem jej niezłomności w życiu prywatnym może być spławienie Elvisa, który pragnął wziąć ją za żonę. Podejrzewam, że to jedna z nielicznych odpraw jaką Król otrzymał u szczytu swojej kariery. Nie zagrała w wielu produkcjach i ma na koncie udział w koszmarnym "The Astro-Zombies", ale jej charyzma po dziś dzień imponuje wielu reżyserom. Tarantino zadeklarował nawet, że oddałby pięć lat życia w zamian za możliwość nakręcenia filmu z udziałem Satany. Zresztą jego "Death Proof" jest wyraźnym hołdem dla "Faster, Pussycat! Kill! Kill!", a znakomite dialogi z najwybitniejszego filmu Meyera mają wyraźne odbicie w niemal każdej produkcji Quentina.

Order "kultowości" przyległ do wielu produkcji kina exploitation, jednak znaczna ich część to obrazy wymuszające coraz intensywniejsze przymrużanie oczu w miarę upływu lat. Mam wrażenie, że "Faster, Pussycat! Kill! Kill!" to jedna z nielicznych pozycji, które znakomicie znoszą próbę czasu. W przyszłym roku film będzie obchodził pół wieku istnienia, a nadal pozostaje tworem oryginalnym i godnym podziwu.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones